O
niedorzecznej godzinie jedziemy autami z Żarnówki do
miejscowosci Mydlarze.
Po drodze błądzimy 2 razy,
zakopujemy sie przy podjeździe pod
górke 1 raz ale poza tym jest OK.
Startujemy do gory czarnym szlakiem
na Leskowiec ale po 50 m.
zostawiamy szlak, który skreca w lewo i idziemy kawałek dalej
drogą a potem zaraz w lewo przez polankę, dalej dróżką pod
szlabanem i dalej prosto ... koło paśnika po lewej ... potem
przechodzimy już w scieżke ... przez potoczek i dlugim trawersem w lewo
... po kilkunastu min. docieramy spowrotem do czarnego szlaku. Cały powyższy odcinek jest
nieprzetarty, ale śnieg na razie gdzieś tak
do połowy łydek więc uznajemy to za miłą rozgrzewkę ... Docieramy potem do grzbietu
prowadzacego na Leskowiec - tam schronisko
i sanktuarium JP II .
Za schroniskiem jeszcze pół godziny marszu w miarę normalną
drogą i włazimy na szczyt Leskowca ...
No i tu się zaczyna zabawa
prawdziwa :-)!! ... wbijam się w śnieg po pas wraz
z lekka osłupiałym Kilerem, z tyłu
słyszę jakieś niezbyt pochlebne opinię na temat stanu moich szarych
komórek i zdolności orientacji w terenie ;-)) ...
staram sie iść w miarę szybko i udawać, że nic nie słyszę ;-) - droga prowadzi lekko w
dół - wiem, że po kilkuset
metrach już nikomu nie będzie się chciało wracać po górę
;-) - i tak oto metodą faktów dokonanych rozpoczęlismy
przecieranie 20 kilometrowej zaspy ;-) ... Kiler, pies na codzień
skłonny do dyskusji ;-), tutaj jakoś nie dyskutuje tylko z pokorą
przyjmuje funkcję pługa wirnikowego :-) ... co było dalej ??- fotki !