Blogi
Forum
Poczta
Randki
+ Ogłoszenia Aaaby.pl
Gazeta Wyborcza
Archiwum
Wyszukiwanie
- proste
- zaawansowane
FAQ - pytania
Cennik
Zamów dostęp
Regulamin
Napisz do nas
Twój login:
scr2
Liczba stanowisk
1
Rodzaj abonamentu
Dostęp jednorazowy SMS
Dostęp jednorazowy
kod dostępu
ważny do
23-11-2004 15:59
Usługi
Powiadomienia
Teczka
Archiwum GW
Wtorek
, 23 listopada 2004
powrót
włóż do teczki
wersja do druku
Gazeta Wyborcza
nr
111
, wydanie
waw
(Warszawa)
z dnia 13/05/2000
-14/05/2000
KRAJ
, str. 4
[podpis] KATARZYNA FRYC, GDAŃSK
Nieodpowiedzialny właściciel doprowadził do tragedii
Hodowca pod sąd
Zostawiałem psy na posesji same, bo to nie są małe dzieci - mówi właściciel psów, które w 1998 r. zagryzły trzyletniego chłopca. Wczoraj w Gdyni zaczął się jego proces. Grozi mu do trzech lat więzienia
Tragedia w Redzie Pieleszewie wydarzyła się w listopadzie 1998 r. na terenie prywatnej posesji. Dwa psy rasy alaskan malamut pogryzły trzyletniego Dawida. Dziecko, z ranami szarpanymi szyi, głowy i karku, trafiło do szpitala w Wejherowie. Przez cztery miesiące Dawid walczył w szpitalu o życie. W marcu ub.r. zmarł, nie odzyskując przytomności.
Właścicielem psów był 23-letni Dariusz S., który na posesji wynajmowanej od Anny K., matki Dawida, prowadził niezarejestrowaną hodowlę. Jesienią 1998 r. Anna K. zamieszkała na posesji i wypowiedziała Dariuszowi S. umowę najmu. Miała dość biegających luzem po podwórzu zwierząt. Dariusz S. oprócz kilkunastu psów (m.in.: rottweilery, owczarki niemieckie, alaskany, dobermany) miał także sześć koni. Przygotowywał się do wyprowadzki na Mazury. Zanim wywiózł psy, pogryzły one na podwórzu Dawida.
Alaskany wcześniej podczas zabawy skaleczyły pięcioletnią dziewczynkę. Na hodowcę skarżyli się sąsiedzi (narzekali na fetor i psy wychodzące za ogrodzenie), ale interwencja policji nie przyniosła rezultatu.
Wczoraj w sądzie Dariusz S. twierdził, że jego psy nie były groźne, ale lubiły bawić się z dziećmi. - Nie zadbałem o dodatkowe zabezpieczenie psów na posesji, bo nie było takiej potrzeby - wyjaśniał. - Często wyjeżdżałem na kilka dni, wtedy psami zajmował się mój kolega. Czasem zwierzęta zostawały same, bo to nie są małe dzieci.
Dariusza S. nie było także, gdy alaskany pogryzły Dawidka. Hodowca nie przyznaje się do winy. Obarcza nią matkę, której zarzuca brak opieki nad chłopcem. Zdaniem prokuratury Anna K. nie dopuściła się zaniedbań, natomiast Dariusz S. winny jest narażenia ludzi na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i zdrowia oraz spowodowania naruszeń czynności ciała dziecka.
Tekst pochodzi z Internetowego Archiwum Gazety Wyborczej. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez odrębnej zgody Wydawcy zabronione.
© Archiwum GW 1998,2002,2004
Poleć
ten adres swoim znajomym
|
Ustaw
ten serwis jako Stronę Startową
|
Dodaj
tę stronę do Ulubionych
|
Zgłoś
problem lub błąd
Gazeta.pl:
Wiadomości
•
Gospodarka
•
Sport
•
Praca
•
Dom
•
Auto
•
Film
•
Kobieta
•
Twoje miasto
•
Ogłoszenia
Czat
•
Forum
•
Katalog
•
Poczta
•
Randki
•
Usenet
+wszystkie serwisy
Copyright
©
Agora SA
•
O nas
•
Informacje prasowe
•
Reklama u nas
•
Ogłoszenia
•
Ochrona prywatności
•
Kontakt
•
Mapa serwisu