logo
 NUMER 
 "ZERO"                


          15 Listopad 2005

| SPORT | ZAWODY | TRENINGI | HODOWLA | WYSTAWY | ŻYWIENIE | PRACA | DOGO - SOCJOTERAPIA |

poland

WERSJA POLSKA
___________


email

___________




E-ZIN  DZIAŁY

SPORT

ZAWODY
TRENINGI
KLUBY
PZSPZ

sport





HODOWLA


WYSTAWY
ŻYWIENIE
RASY



ZOOTERAPIA






















































HOME  home
fin7
Finnmarksloppet
4 listopad 2005, piątek
Autor: Leszek

Finnmark - olbrzymi płaskowyż na północym skrawku Norwegii,  daleko za kołem polarnym. Jak co roku - początek marca.  Jest   minus 30, czwarta nad ranem, środek białej pustki, cisza tak  zupełna, że dokładnie słyszysz wszystkie swoje myśli.
Nad tobą całkiem prawdziwa (jak z obrazka) zorza polarna i jeszcze księżyc w pełni na dodatek.


fin6Stoisz i czekasz ... gdzieś na końcu świata pojawia się kompletnie nierealne światełko ... migocze, znika, pojawia się znowu, tańczy na horyzoncie... potem zbliża się do ciebie ...
słyszysz jakieś dźwięki - skowyt psów, cichy okrzyk i z ciemności wyłania się 12 kompletnie zalodzonych czarnych diabełków a za nimi facet na sankach, który przejechał właśnie kolejne 100 km ... cały jest zaszroniony - w oczach ma odlot, coś tam mamrocze - uśmiecha się do ciebie czy ma wizje? No i musisz skłonić go do podania swojego numeru i podpisania karty, liczysz psy, zapisujesz godzinę przyjazdu ... potem często łapiesz lidera i odbywasz szaleńczy bieg przed siebie bo wokól chatki jest tysiąc ciekawych tropów, które mylą psy a w ciemności nie widac gdzie trasa ... i bye .... pojechali ... to koniec kolejnego spotkania i kolejnego "odcinka" twojej pracy na checkpoincie Finnmarksloppet - najdłuższych w Europie wyścigów psich zaprzęgów.
Światełko czołówki znika w ciemnościach i wtedy i on i ty zostajecie znowu SAMI.

Finmarksloppet
To już historia - pierwsze wyścigi odbyły sie w 1981 roku!
Do 1985 była tylko jedna klasa. Od roku 2000 już na stałe dwie: "Open" - 14 psów - dystans 1000 km i "limited" 8 psów - dystans 500 km. Te zawody są naprawde niesamowite - nie da się ich zapomnieć! Fakt, że teraz to juz pełna komercja. Ale jeszcze 5 - 6 lat temu było to przedsięwzięcie niczym z opowieści Londona ale już najwyższych lotów - zwycięzca z 2001 Robert Sorlie wygrał wkrótce potem Iditarod.

fin1A to co mocno mnie zachwyciło w trakcie tych zawodów - to praca wolontariuszy.
Byliśmy tam we czwórkę - dziwna ekipa. Jgor, 20 letni student Rosjanin, który przyjechał stopem z Sankt Petersburga - umarł 2 lata później na raka - cios od losu prosto w serce!
Eva, kucharka w stołówce robotniczej z zapadłej dziury gdzieś w środku Norwegii. Magda, Krakowianka od dawna mieszkająca na stałe w okolicy Kristiansand. No i ja - do dziś nie wiem jakim cudem sie tam znalazłem.

My we czwórkę jako jedyni obsługiwaliśmy

wszystkie checkpointy - już nie pamiętam ile spałem w trakcie tych 7 dni ale na pewno nie więcej niż 10 godzin. Ile razy spadłem z sanek zaprzężonych do skutera pędzącego gdzieś przez pustkowie, żeby zdążyć przed pierwszymi zawodnikami - też nie pamiętam ale podobno ani razu.

Cała trasa w pobliżu checkpointow obstawiona była wolontariuszami z emblematem zawodów jak mróweczkami. Było tych dzieciaków od groma. To byla ich obowiązkowa praktyka na kierunkach związanych z ochroną środowiska, wychowaniem fizycznym etc.
Traktowali swoje obowiązki bardzo serio - jakby od tego zależała dalsza ich życiowa kariera - może zależała - nie wiem.
fin5Ekipy z poszczególnych miasteczek zlokalizowanych wzdłuż trasy szkolone były na długo przed zawodami i to bylo szkolenie, że tak powiem totalne - po 20 razy aż do znudzenia powtarzano i ćwiczono to samo - jeśli zaprzęgi miały jechać jakąś dróżką to po prostu ćwiczono to na sucho - co będzie jak zmylą drogę?, co będzie jak pies zachoruje?, co będzie jak dostrzeżecie złamanie regulaminu? etc. etc. Potem na trasie obecni byli tylko ci ludzie, którzy mieli dyżur z tym, że system był potrójnie zdublowany - tam gdzie wystarczyłby jeden czlowiek w zapasie bylo jeszcze dwóch. System zawsze działał! Dzieciaki traktowały swoją robotę naprawdę ze

śmiertelną powagą!
Sam się o tym przekonałem. Miałem dyżur od 4 do 6 rano więc po godzince snu wstalem o 3 żeby wreszcie zjeść jakieś normalne żarcie a nie kolejną czekoladę i w tym momencie do kuchni wparowala 16 letnia panienka z listą w łapie i gada, że jest zmiana i mam od 3 ten dyżur i dlaczego mnie od 15 min. nie ma! Panienka ze stoickim spokojem z odcieniem politowania popatrzała się na moją zupkę w proszku i powiedziała: "OK - jeśli to dla ciebie tak ważne to oczywiscie zjedz śniadanie ale powinienes SAM sprawdzić czy nie ma jakiejś zmiany - trzeba się interesować!" - i leci budzic kolegę. Koleś wstał i mając zamknięte oczy zalożył buty. Jasne, że w 15 sekund bylem w samym polarku i z pieprzoną tabliczką czekolady przy słupku!

fin2I tak było na okrągło - NIGDY nie widzialem, żeby wolontariusze zbici gdzieś w grupkę pili sobie kawę, albo oglądali gwiazdy - albo spali albo byli na stanowiskach! Jakże chciałbym zobaczyć kiedyś coś takiego na zawodach w Polsce.








 
powrót lewy
| SPORT | ZAWODY | TRENINGI | HODOWLA | WYSTAWY | ŻYWIENIE | PRACA | DOGO - SOCJOTERAPIA |